Dziś będzie trochę prywaty, nie będę pisać o podróżach w dosłownym tego słowa znaczeniu, a napiszę coś o najmłodszym członku naszej ekipy podróżniczej, czyli o naszej córeczce. Dlaczego wpadłam na taki pomysł? A to dlatego, że nasza dziewczynka kończy dziś 4 latka i jak to bywa, już czwarty rok z rzędu, w ten dzień dopada mnie mega nostalgiczny nastrój.
Nim dziecko pojawi się na świecie, nim w ogóle przyjdzie nam do głowy pomysł powiększenia rodziny, jesteśmy tylko my, we dwójkę, nasze życie wydaje się po prostu idealne, swoboda działania, spontaniczność decyzji jest niezwykle fascynująca, wiemy że możemy się znaleźć wszędzie gdzie będziemy tylko chcieli. Nie wyobrażamy sobie, że może być lepiej, nic przecież nie jest w stanie przebić naszego cudownego stylu życia. Los bywa jednak przewrotny, gdy wydaje nam się że mamy wszystko nagle budzi się w nas poczucie, że czegoś nam brakuje, próbujemy zidentyfikować co to może być, może to trwać wiele dni, miesięcy, a nawet lat. Do naszej głowy wciąż powraca to samo pytanie i zadręcza nas nieustannie, aż pięknego dnia budzimy się rano i już wiemy czego potrzebujemy do pełni szczęścia. Sami jesteśmy zaskoczeni rozwiązaniem tej dręczącej nas od dłuższego czasu zagadki, kto by pomyślał, że tupot małych stóp, radosny dziecięcy śmiech, najcudowniejsze buziaki pod słońcem są tym czego poszukujemy.
Decyzja zapada, chcemy być rodzicami, testy betaHCG potwierdzają radosną nowinę, wraz z nią nachodzi nas miks przeróżnych uczuć oraz miliardy pytań, na które ciężko nam było znaleźć odpowiedź. Zdajemy sobie sprawę, że przed nami najważniejsza podróż życia i to taka podczas której na pewno spotka nas wiele niespodzianek, nieoczekiwanych zwrotów akcji, ale także najpiękniejszych, najwspanialszych momentów trudnych do wyrażenia słowami.